sobota, 13 grudnia 2014

Od Rose

Nie tak dawno temu pewna już dorosła wilczyca o zacnym imieniu Rose wyruszyła na spotkanie twarzą w twarz, pysk w pysk czy jeszcze jakoś inaczej z przygodą. Nie, nie, nie zamierzam tak tego zaczynać! Jaka przygoda? Wściekła wiewiórka chowająca się w krzakach, która szuka zemsty w wilkach bo te zagryzły jej rodzinę? No proszę, aż taka dziwna to nie jestem aby wymyślać takie durnoty na usprawiedliwienie nieobecności w obozie. Ile mnie nie było, bo już nie pamiętam. Chyba trzy dni, albo dwadzieścia cztery godziny. Ale chwila. 
Kim ja jestem?! 
Wilkiem. 
A dokładniej?!
Łowcą. 
I co robisz jako łowca? 
Poluję. 
Czyli masz wymówkę, tyko idź coś upoluj! 
Dziękuję Ci moja ukochana resztko zdrowego- a może i nie - rozsądku, czy czegoś tam. 
Po zakończeniu myślenia szybko pobiegłam w moje tajemnicze miejsce, by zapolować. Pierwsze co ujrzałam to sarnę. Skradałam się, i w końcu przeszłam do mojego ulubionego- dopadnięcia ofiary. Nie powiem że sarna się nie broniła, ale przecież dla wilka tak inteligentnego jakim jestem, to było łatwe. No to znaczy trzeba przynajmniej wiedzieć gdzie jest szyja, w której jest tętnica, jeśli dobrze zapamiętałam z tego ględzenia tej starej, yhym... wadery odnośnie polowań i zabijania. Dobra, nie ważne. W każdym razie przegryzłam tej sarnie gardło. 
Weszłam do obozu równym i stanowczym krokiem. Bohatersko uniosłam - pusty - łeb do góry i zaniosłam swoją zdobycz w postaci dużej i masywnej sarny w miejsce, w którym zawsze takie padliny leżą. Odłożyłam ją i poszłam odpocząć. Ułożyłam się pod dość dużym krzakiem. Położyłam się na plecach, po czym zamknęłam oczy. Słońce przyjemnie grzało moją sierść, do momentu w którym nagle zgasło.
- Ej, zasłaniasz mi słońce.- powiedziałam nie ruszając się z miejsca.
Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz