Leżałem se w spokoju, pod cieniem jednego z drzew. Słońce jak to ognista gwiazda obdarywała nas swoim ciepłem, ale jak zwykle nieco przesadza. Takie dni sprawiały, że mógłbym spać przez resztę życia i nic by mnie nie obudziło. To właśnie lubie w taki skwar- cień, sen i własny świat.
Resztkami woli utrzymywałem powieki otwarte. Byłem na granicy świadomość, a głos jakiejś wilczycy sprowadził mnie spowrotem na ziemię. Nie docierało do mnie co mówi, ale to było coś o watasze.
- Ty to Misao... Prawda? - spytałem się przecierając oczy prawą łapą. Kojarzyłem ją ze słuchu... I tylko tyle.
<Misao? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz